czwartek, 25 grudnia 2014

Prolog

Witam w nawiedzonym domu Collinsów. Strasznym i nadzwyczajnym miejscu. Pełnym strachu, krwi i bólu. Nowi lokatorzy będą musieli zrozumieć to miejsce i chronić się nawzajem, Przeżyją pełne grozy chwile, a najstarsza ich córka Cornelia, postanowi rozwikłać, tajemniczą sprawę i uratować rodzinę. Mam nadzieję, że będziecie chcieli jej towarzyszyć i zdecydujecie się przekroczyć próg "Nawiedzonego Domu" 


Prolog 
Ciemny materiał zasłaniał mi oczy. Co raz potykałem się, jednak silne ręce nie pozwalały mi upaść. Strach i niemoc. Jedyne uczucia, jakie targały mną z niesamowitą siła. Gruby sznur który krępował mi ręce wrzynał się w nadgarstki niemiłosiernie, przy każdej próbie wyswobodzenia rozcinał mi skórę. Ciepła posoka lepiła mi dłonie. 
- Dlaczego to robicie? - Starałem się zapanować nad głosem, jednak strach był niemal namacalny. Usłyszałem ciche chichotanie. Tył głowy pulsował mi tępym bólem powodując mdłości. Wiedziałem, że mam tam ranę po mocnym ciosie jednego z napastników.
- Dla zabawy dzieciaku. Planowaliśmy to dwa lata. Morderstwa doskonałe. Nikt nas nie złapie, nikt nie zdradzi. - Męski głos szeptał mi do ucha, czułem jego oddech przesiąknięty czosnkiem. Usłyszałem skrzypnięcie drzwi i powiew chłodu. Znałem ten odgłos, tylko te jedne drzwi nie zostały naoliwione przez tatę, piwnica. Zastanawiałem się, co z nim, co z mamą i Sarą.  Bałem się o nich, bałem się o siebie. Nie rozumiałem, dlaczego to wszystko dzieje się nam, w naszym domu, który powinien być bezpieczny. Poczułem pod stopami schody, nie miałem wyczucia potknąłem się na stopniu, tym razem nikt mnie nie podtrzymał. Runąłem w dół, moje ciało przetoczyło się niczym szmaciana lalka, czułem każdy stopień na obolałym ciele. Na samym dole uderzyłem głową w ścianę, usłyszałem trzask pękniętej czaszki. Fala bólu zalała mnie ze zdwojoną siłą. Zacisnąłem powieki czując jak łzy mimowolnie zaczynają mi płynąć. Byłem młody, chciałem żyć, pragnąłem tego. 
-Wstawaj – Nowy głos, poderwali mnie do góry stawiając na chwiejnych nogach. Lewą kostkę przeszył przeraźliwy ból, zawyłem głośno zagryzając wargę, aż do krwi. Zerwano mi z twarzy opaskę i dopiero teraz, mogłem przyjrzeć się swoim napastnikom. Dwóch mężczyzn, podobnych do siebie, potężnych i barczystych. Nie wyglądali na więcej niż dwadzieścia sześć - trzydzieści lat. Obok nich stała niewysoka dziewczyna, wyglądała młodo, uśmiechała się obserwując mnie. Byłem przekonany, że gdzieś już ją widziałem, nie wiedziałem czy w szkole czy może kiedyś na zakupach w super markecie. Mogła mieć tyle lat, co ja. Nie wyglądała na bestię, która była. Obracała w ręku sporych wielkości nóż. Spojrzałem nad jej głowę i zmroziło mnie. Zacząłem się szarpać, krzyczeć, wołać pomocy. Dostałem w twarz i zatoczyłem się do tyłu. Upadłem na ziemię, obok stojącego starego lustra w mosiężnej ramię. Niebieskie oczy, moje oczy patrzyły na mnie. Ciemne włosy posklejała mi krew, a twarz szpeciły rozcięcia i pojawiające się sińce. Przystojny chłopak, którym byłem zniknął. Na jego miejscu pojawiła się przerażona, potłuczona skorupa. Jeden z mężczyzn podniósł mnie, drugi pomógł mu  ciągnąc w stronę krzesła. 
-powieśmy go, powieśmy – szczebiotała dziewczyna, tańcząc dookoła nas. Próbowałem po raz ostatni się wyrwać, jednak podniesiono mnie do góry stawiając na krześle. Silne ręce zacisnęły mi pętle na szyi. Więzy się zacisnęły utrudniając mi oddychanie. 
-jakieś ostatnie słowo?- Zapytano mnie. Chciałem błagać, prosić, jednak to nie te słowa wylały się z moich popękanych ust. Wydarły się te, których sam bym się po sobie nie spodziewał 
- Nie jesteście bezkarni. Niech was piekło pochłonie, a ja mu w tym pomogę- splunąłem w twarz bliżej stojącemu, gdy kopną krzesło. 

Dusiłem się, szarpnięcie nie skręciło mi karku, umierałem powolną śmiercią czując jak płuca próbują za wszelka cenę złapać Chełst powietrza, który nie chciał przejść przez zaciśnięta krtań. Nagle poczułem kilka ciosów w brzuch. Myślałem, ze nie może być już gorzej, myliłem się. Dusiłem się i wykrwawiałem. Ostatnimi słowami za życia, jakie usłyszałem były „ śmierć, krew, cierpienie” melodyjnie śpiewane przez dziewczynę. Nagle wszystko ucichło zalała mnie fala ciemności i ciepła, nie czułem już bólu, jednak potworną złość, która, mogłaby zniszczyć cały świat. Nagle nastąpiła jasność. Jednak nie tego się spodziewałem, to nie było piekło, nie było też niebo, to było o wiele lepsze. Obraz możliwości mojej własnej zemsty w domu Collinsów. Ponownie widziałem trzy twarze moich oprawców oraz zawieszone przy suficie ciało z bladoniebieskimi oczyma wpatrującymi się w przestrzeń. Z rozprutego brzucha ciekła krew plamiąc podłogę. Zmasakrowane, zniszczone i sponiewierane ciało… moje ciało.



2 komentarze:

  1. Cześć! Dzięki wpisowi na blogu dotarłam. Na początku może tylko tak podpowiem, że napis "odwarznych" w menu rzuca się ostro w oczy. Popraw lepiej na "odważnych". :D To samo tyczy się noża (nóż) i słowa "znikną". Oni znikną - on zniknął (kopnął itd.). ^^ Nieraz sypiesz też za dużo przecinków.
    Ogólnie pomysł jest ciekawy i dosyć mroczny, podoba mi się. Będę czytać dalej, aby zobaczyć jakieś interesujące akcje. Pisz raczej w Wordzie, bo w notatniku albo od razu na blogu słowa się nie podkreślają i wychodzą od czasu do czasu takie małe byczki. :D
    Czekam na rozdział pierwszy! Powodzenia w pisaniu! ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za zwrócenie uwagi :) Wczoraj korzystałam z notebooka zawieszał się jak diabli i po 40000 prób ( niczym moda na sukces )poprawienia poddałam się ( grunt, że sprzętu nie wyrzuciłam przez okno jak planowałam :P) Odzyskałam stacjonarny i biorę się za poprawianie ^^ Tak więc pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń