- Nasz nowy dom- usłyszałam głos mamy wyrywający mnie z rozmyślań. Nie zorientowałam się nawet, kiedy zaparkowaliśmy na podjeździe. Wysiadłam przerzucając pasek torby przez ramię. Zdjęcia, które mi pokazano nie odzwierciedlały nawet w połowie widoku, jaki teraz ujrzałam. Piętrowy drewniany dom porośnięty z prawej strony bluszczem, który ominą jedynie okna. Na placu przed wejściem stała fontann z posągiem kobiety naturalnej wielkości. Trzymała w szczupłych dłoniach naczynie, z którego tryskała błyszcząca się w świetle popołudniowego słońca woda. Ruszyliśmy przez plac wyłożony białymi kamykami prosto do otwartych drzwi. W domu panował półmrok i chłód. Po prawej stronie od wejścia widać było schody, mijając je wejść można było do sporego salonu zagraconego jak większość pomieszczeni kartonami prawej strony korytarz prowadził do sporych wielkości kuchni i pomieszczenia, które tata wybrał sobie za gabinet. Wraz z młodszą siostrą popędziłyśmy schodami na gore żeby zobaczyć pokoje, które wybrałyśmy sobie podczas oglądania. Mój był duży, łóżko stało pod ścianą kilka kroków od drzwi balkonowych, widok miała zaraz na zadbany ogród pełen jabłoni,przystrzyżonych krzaków oraz oczka, w którym pływały karasie. Odsłoniłam firankę patrząc na naszego ogrodnika, który kosił trawę tak jak by nie zdawał sobie sprawy, że zmienili mu się pracodawcy. Usiadłam na łóżku wpatrując się w swoje dłonie, gdy cos mignęło mi w lustrze toaletki stojącym naprzeciwko mnie. Poderwałam głowę jednak prócz mojego odbicia nie było w nim nic nadzwyczajnego.
- Cornelia ! oh tu jesteś- do pokoju weszła mama, usiadła obok mnie stukając obcasami na drewnianej podłodze. Objęła mnie ramieniem, kochałam to ciepło jej ciała, tak znajome i bezpieczne.
- Jak się czujesz?- Spytała całując mnie w czubek głowy.
- Dobrze, ale czeka mnie dużo pracy. Masa kartonów do rozpakowania, a jutro nowy dzień w nowej szkole.
- Dasz radę skarbie. Pójdę do Sary zobaczę czy nic nie zepsuła jeszcze.
Roześmiałam się moja siostra miała tendencję do psucia. Westchnęłam i zabrałam się za rozpakowywanie swoich rzeczy. Zajęło mi to kilka godzin, słońce zaszło już a na niebo wkradł się niepostrzeżenie księżyc. Ziewnęłam głośno, wzięłam dopiero, co poskładaną piżamę i poszłam do łazienki.. Z dołu słyszałam gwar krzątaniny rodziców, który zagłuszyłam zamykając drzwi i wskakując do wanny. Ciepła woda rozluźniała moje ciało i powodował błogi stan, w łazience paliła się jedynie żarówka nad lusterkiem. Tata musiał zapomnieć o wkręceniu tej przy suficie. Włączyłam muzykę z telefonu i przymknęłam oczy. Trwało to kilka chwil. Melodia, która znałam nagle zatrzeszczała i ucichła. Otworzyłam oczy rozglądając się spojrzałam na żarówkę, która złowrogo zaczęła migotać.
-Nie no nie teraz. – Mruknęłam i zalała mnie ciemność. Wstałam czując chłód na ciele, mokra dłonią poszukałam telefonu na parapecie. Odblokowałam go i widząc parę, która wydobywała się z moich ust. Nie powinno być aż tak przeraźliwie zimno, włączyłam latarkę i spojrzałam w miejsce w wannie, które oświetliłam. Kilka sekund zajęło mi zanim przez zaciśnięte gardło wydobył się krzyk. Potknęłam się wypadając z wanny. Postać kobiety ociekająca woda z sinymi żyłami wystającymi spod skóry wpatrywała się we mnie pustymi wodnistymi oczyma. Jej szyję szpeciło grube rozcięcie odsłaniające krtań. Próbowałam się odsunąć odepchnąć nogami od wanny, do piersi przyciskałam ręcznik. Jakimś cudem moje skostniałe i drżące dłonie nie wypuściły telefonu. Postać wypełzła z wanny sunąc w moją stronę.
- Nie zbliżaj się odejdź. MAMO!- Zaczęłam wrzeszczeć gdy kobieta złapała mnie za krtań .
-Odejdźcieeee- syknęła czułam odór zgnilizny. Nie mogłam zaczerpnąć tchu czułam jak tracę przytomność. Ostatnie, co widziałam były te blade oczy bez źrenic, Głośny stukot roznosił się w mojej głowie i tylko jedno imię wołane jak mantra.
-Cornelia!
Potem, była już tylko fala ciemności.